Świat zdaje się podążać w złym kierunku. Jest to widoczne na wszystkich płaszczyznach naszej egzystencji. Ktoś chciał globalizacji, zjednoczonej Europy i rozwoju technologii. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, oglądając barwne amerykańskie filmy, każdy z nas marzył o pięknych produktach o markowych ciuchach z Pewexu o komputerach i telefonach komórkowych. Wszyscy pragnęli pochwalić się, przywieszoną na ścianę anteną satelitarną. Stare marki samochodów znikały a na ulicach pojawiały się sprowadzane z zachodu nowoczesne cacka. Cały ten postęp, poszedł jednak w złym kierunku. Ludzie stali się sobie obcy. Rozpoczął się durny i nikomu nie potrzebny wyścig szczurów. Naszą wartością stało się posiadanie. Gromadzenie dóbr materialnych, gromadzenie ostatnich wynalazków technologii. Gdy nie posiadasz nowego I- Phona, nie jesteś godny koleżeństwa i zaufania . Gdy nie masz na sobie markowych fatałaszkòw, jesteś kimś z gorszej półki. Staliśmy się jedną wielką masą nastawioną na konsumpcję . Wystarczy spojrzeć na typową rodzinę, siedząca przy stoliku w jakiejkolwiek restauracji. Cztery osoby, wpatrzone w szklane ekrany smartphonòw. Absolutny brak dialogu i jakiegokolwiek kontaktu. Świat realny, został zastąpiony przez świat wirtualny. Uczucia zostały wyparte, zamazane, wykreślone. Nie istnieje już nic. Życie mas, to strony Facebooka, Twittera, WhatsAppa…. Świat wirtualny o wiele łatwiejszy o wiele prostszy w użyciu, wyparł to co prawdziwe. Pod przykrywką anonimatu, zawieramy fantomatyczne przyjaźnie. Poznajemy kolejnych kochanków i staramy się przekonać samych siebie, że zdolni jesteśmy odnaleźć prawdziwą miłość. Na szklanych ekranach zmieniamy się w kogoś, kimś nie jesteśmy. Być może właśnie to sprawia, że jesteśmy tym światem tak zafascynowani. Nasze życie, to takie swoistego rodzaju „Sklepy cynamonowe ” w których rzeczywistośc niejednokrotnie przeplata się z fantazją i absurdem. Wielkie „Sanatorium pod Klepsydrą” pełne abstraktu, gdzie bezduszni ludzie -manekiny egzystują, nie pamiętając już o prawdziwym celu życia. Liczą się tylko kilo i giga bajty. Liczą się „lajki „, pod wrzuconą fotką na portalu społecznościowym. Liczy się numer zaliczonych facetów lub grubość ich portfela. Liczą się „randki ” z małoletnimi panienkami lolitami. Gdzie w tym wszystkim odnaleźć sens rodziny? Gdzie odnaleźć sens prawdziwej przyjaźni? Gdzie szacunek dzieci do rodziców i odwrotnie? Gdzie rola szkoły, rola wychowawców? Czy można żyć w świecie, gdzie sentyment stał się luksusem? Gdzie miłość, wierność i lojalność wygineły jak niegdyś dinozaury? Obserwuje cały ten upadek i wydaje mi się, że żyje w jakimś wielkim Matrixie. W jakiejś zidiociałej rzeczywistości, gdzie inteligencja i wykształcenie nie odgrywają już żadnej roli. Pamiętam życie moich dziadków i tęsknię za nim każdego dnia. Pamiętam zapach pieczonych ciast, smak powideł i kompotòw owocowych. Wielogodzinne rozmowy z babciami, zastepowały dzisiejsze surfowanie w sieci i zawierały lata doświadczeń i mądrości życiowej. Uczyły szacunku, miłości i oddania. Żaden komputer nie zastąpi kontaktu z człowiekiem. Żyjmy, kochajmy się, rozmawiajmy, kłóćmy się i przepraszajmy, ale nie bójmy się rzeczywistości, nie uciekajmy przed nią!
Za błędy przepraszam. Staram się jak mogę 😊. Wyjechałam, gdy byłam “mała” i od 25 nie używam języka polskiego ale pozostał we mnie wielki sentyment do kraju ….. Serdecznie pozdrawiam!
Instagram: https://www.instagram.com/anita.j.valerio/
(*Zamieszczone zdjęcie pochodzi z Pinterest: https://www.pinterest.it/pin/456130268506721144/ )