Wchodzę do sklepu.
Na coś pada mój wzrok.
Biorę do reki.
Oglądam.
Przymierzam.
KUPUJE!
Panie i Panowie, to była wersja polska. Wersja klientki z Zachodu, to natomiast zupełnie inna historia.
Przykładowa ONA.
Wchodzi do sklepu.
Na coś pada jej wzrok (ale to już nie jest jedna rzecz, tylko nagle zrobiło się ich kilka).
Bierze do reki (oczywiście te kilka rzeczy).
Ogląda.
A wraz z nią oglądają w kolejności (i tu kolejność jest dowolna) matka, babcia, teściowa, szwagierka, przyjaciółka szwagierki, sąsiadka z pierwszego pietra itd itp).
Przymierza (oczywiście każdą rzecz po kilka razy i po kilka razy konsultuje wszystko z towarzysząca jej świtą).
KUPUJE?????????????????? Ahahahahahahaha.
Fajnie by było, gdyby tak było ale tak nie jest, gdyż takie zakończenia istnieją tylko w baśniach braci Grimm!
I nagle z oddala dochodzi cie głos. To ona! Nareszcie przemówiła. „Proszę Pani, ja muszę się zastanowić i jeszcze przemyśleć. Potem się z tym fantem prześpię (jak ze starym pluszowym misiem) i potem do Pani wrócę, ale mam do obejścia jeszcze kilka podobnych sklepów (a biorąc pod uwagę orszak i niezdecydowanie, zajmie to plus minus dwa miesiące).
Jeżeli mówimy o zakupie sukni ślubnej, wydatku ze tak powiem nie małego, cały ten ceremoniał można byłoby zrozumieć. Ale jeśli mowa jest o wyleniałym podkoszulku, za nędzne grosze, to temat nabiera innego zabarwienia i robi się całkiem ciekawy. A kto wie, czy nie nadaje się na kozetkę Pani psycholog oraz do podręczników analizy socjo-psychologicznej.
Za błędy przepraszam. Staram się jak mogę 😊. Wyjechałam, gdy byłam “mała” i od 25 nie używam języka polskiego ale pozostał we mnie wielki sentyment do kraju ….. Serdecznie pozdrawiam!
Instagram: https://www.instagram.com/anita.j.valerio/
(*Zamieszczone zdjecie pochodzi z Pixabay)