Lata szkolne. Niby wesołe a jednak….
Każdy z nas pamięta szkołę podstawową, szkołę średnią i uniwerek. Dla niektórych, był to fajnie spędzony czas a dla innych istna tortura. Ocena, często jest uzależniona od indywidualnego spojrzenia na kwestie. Moja własna drabina hierarchii, przebiegałaby w zupełnie odwrotnym kierunku . Uniwersytet, był bułką z masłem. Ludzie też dosyć ciekawi (poza kilkoma wyjątkami). Z profesorami i z nauką , żadnego większego problemu. Szkoła średnia, też na piedestale. Miłe wspomnienia i wyrazy szacunku dla wielu nauczycieli. Lekcje polskiego (zawsze kochałam książki) oraz lekcje historii sztuki, na bardzo wysokim poziomie. Zapach terpentyny w pracowni malarstwa i ciuchy wiecznie uwalane farbami olejnymi, pozostaną na zawsze w mojej pamięci.
Cofając się do lat szkoły podstawowej, zaczynam odczuwać lekki niepokój. Zaczynam się stresować. Było fajnie i przyjemnie, lecz niektóre sytuacje, na stałe odbiły się na mojej psychice. Ktoś mógłby stwierdzić, upłynął szmat czasu…. Jasne, ale wspomnienia zostały. Nie wiem, czy spotkało to kogoś z was (mam nadzieję, że nie jestem jedyna) lecz gdy znajduję się w kryzysowej sytuacji, w nocy śnią mi się zawsze te same koszmary – a właściwie ten sam koszmar. Sen o lekcji historii. Zawsze budzę się oblana potem i dziękuję niebu, że to już tylko przeszłość. W pierwszych sekundach po gwałtownym przebudzeniu, zanim do mnie dotrze gdzie się znajduje, strach paraliżuje mój umysł. Chciałabym spotkać tego nauczyciela/nauczycielkę (wolę nie wskazywać właściwej płci) i zapytać, czy nie ma wyrzutów sumienia, wiedząc że swoimi metodami od wielu wielu lat terroryzuje uczniów. Pamiętam, jak siał/a panikę. Wszyscy bali się jego/jej samej i jego/jej sposobu nauczania. Myślę, że była to osoba bardzo samotna i bardzo przez to agresywna, wręcz pozbawiona uczuć wyższych. Osoba, która poiła się strachem uczniów. Nie kochająca/y nikogo.
Pamiętam, gdy pochylał/a się nad otwartym dziennikiem a w dziecinnych oczach pojawiała się panika. Uwielbiał/a upokarzać, uwielbiał/a gdy ktoś prosił, gdy ktoś tłumaczył swoją niewiedzę. Klasòwki, były na porządku dziennym i nawet gdy zawierały wszystkie wymagane wiadomości, nigdy nie były dostateczne. Chciałabym Panu/Pani powiedzieć, że odcisnął Pan/Pani wielkie piętno na mojej (i nie tylko mojej) psychice. Że my uczniowie, niegdyś poniżani, wyszliśmy jednak na ludzi. Że skończyły się łzy i strach. Ciekawe jak Panu/Pani się żyje? Czy nadal paliwem życia pozostał czyjś lęk i czyjąś obawa.
Jaki z tego wniosek?
Nie każdy może być nauczycielem, nie każdy może pracować z dziećmi. Do takiej pracy, należy podchodzić z sercem. Należy obudzić w uczniach zapał do nauki. Należy chwalić za osiągnięcia, motywować. Nauczyciele, powinni być starannie dobierani. Przecież to z nimi, dzieci spędzają wiele czasu. Ja, przez tyle lat ciagnę za sobą ten straszny cień. A ile jest takich osób jak ja?
W księgarniach, można znaleźć książkę o tytule „My, dzieci z dworca Zoo„, ja tą, zatytuowałabym „My, dzieci z lekcji histori „.
P.S. A czy jeszcze chciałbym spotkać tego nauczyciela/nauczycielkę? Myślę, że absolutnie NIE! Był to okres niepotrzebnego stresu psychologicznego.
(Do dyrekcji: jako osoba dorosła, radziłabym brać pod uwagę słowa uczniów. Nie zawsze dzieci opowiadają historie wyssane z palca. Czasami prawda bywa faktycznie przerażająca.)
Za błędy przepraszam. Staram się jak mogę 😊. Wyjechałam, gdy byłam “mała” i od 25 nie używam języka polskiego ale pozostał we mnie wielki sentyment do kraju ….. Serdecznie pozdrawiam!
(*Zamieszczone zdjęcie pochodzi z Pinterest:https://www.pinterest.it/pin/174796029280441245/ )