Moje drogie Panie, należę do osób które lubią eksperymentować z włosami, choć muszę przyznać, że od jakiegoś czasu zostawiłam je zupełnie naturalne i jakoś straciłam inspirację by cokolwiek robić. Być może to letarg zimowy 😉 .
W każdym razie, dzisiaj postaram się opisać własne doświadczenia z przedłużaniem włosów.
Pierwszy raz, przedłużyłam je, kilkanaście lat temu, gdy we Włoszech pojawiły się extension. Pamiętam, że przez kilka godzin siedziałam na fotelu fryzjerskim i nie mogłam już wytrzymać. Z efektu, nie byłam zbytnio zadowolona; mając cienkie i delikatne włosy, cała ta masa kosmyków, była po prostu widoczna. Nie wspomnę, co stało się po umyciu włosów; woda, stworzyła jeden wielki kołtun na głowie i włosy te, musiałam natychmiastowo obciąć (niestety wówczas nie znalazłam sposobu, by je rozczesać). Była to totalna innowacja, więc fryzjerzy jeszcze nie znali doskonałych technik mycia i pielęgnacji, a i same extension nie były najwyższej jakości.
Po tej nieprzyjemnej historii, postanowiłam zmienić fryzjera. Tym razem, zamiast kosmyków na keratynie, zdecydowałam się na kosmyki z małymi kółeczkami. Po ich doczepieniu (trwało to kilka godzin) dostałam strasznego bólu głowy. Wszystko mnie ciągło, jakby ktoś miał zedrzeć mi skalp. Gdy spojrzałam na skórę głowy, wpadłam w histerię. Cała powierzchnia, pokryta była siniakami! Ból był okropny. Po prostu fryzjer, przyczepił kosmyki zbyt blisko skóry i zbyt mocno zacisnał kółeczka. I znów, musiałam wszystko odczepić.
Za trzecim razem, sama zamówiłam extension i oddałam się w ręce przyjaciela (byłego fryzjera). Sama kierowałam pracą i efekt był o niebo lepszy! Kosmyki, utrzymały się na włosach przez pół roku!
Po tym „eksperymencie”, przemyślałam cała kwestie doczepiania włosów i stwierdziłam, że nie mogę oddawać się w ręce fryzjerów, gdyż nie zbyt interesuje ich jakość i ilość moich włosów, lecz są nastawieni na zarobek. Im więcej kosmyków, tym większe pieniądze. Przez ostatnie lata, za każdym razem, kazałam sobie doczepiać extension tylko z tyłu i lekko po bokach. Nie powstawał efekt peruki, a włosy wyglądały zawsze na naturalne. Nie można było odróżnić prawdziwych od sztucznych. Ostatni „zabieg”, utrzymał się na włosach ponad rok! Pomimo odrostu, doczepionych kosmyków w ogóle nie można było dostrzec.
Od razu mówię, że extension wymagają pielęgnacji i codziennego prostowania bądź kręcenia, gdyż pozostawione „naturalne”, są po prostu nie estetyczne. Więc drogie Panie, nie myślcie, że doczepiając kosmyki pozbedziecie się porannych zabiegów. Nic z tych rzeczy. A wręcz przeciwnie! Muszę przyznać, iż są one dodatkowym ciężarem dla naszych włosów (co zresztą czuć) i w jakiś sposób je niszczą. Ja zauważyłam, że stają się rzadsze, pomimo właściwej pielęgnacji. Do tego, prawdziwe włosy są zawsze bardziej narażone na przetluszczenie, natomiast sztuczne, pozbawione życia, są po prostu suche i matowe. Strasznie utrudnia to pielęgnację, gdyż należy używać różnej jakości produktów.
Ja, nie napotkałam żadnych problemów związanych z codzienna „eksploatacją”. Kosmyki, które od lat sama zamawiam, są naprawdę wysokiej jakości. Kolory super dopasowują się do naturalnych i można je spokojnie farbować. Do tego są miękkie i przyjemne w dotyku.
A teraz wracam do pytania początkowego. Czy extention niszczą włosy? Na pewno tak. A jest to szczególnie związane z obciążeniem własnych cebulek. Pielęgnacja, jest o wiele trudniejsza i wymagająca poświęcenia i czasu. Efekty są znakomite, ale tylko pod warunkiem, że włosy są umiejętnie doczepione i zupełnie nie widoczne. Czy polecam? Na pewno tak. Lecz nie na zbyt długie okresy czasu i oczywiście, nie na całej głowie; sztuczne pasma stają się widoczne, przy najsłabszym podmuchu wiatru.
Co do metody? Ja próbowałam pojedyncze kosmyki na keratynie; pojedyncze kosmyki na kółeczkach oraz szerokie pasma, doklejane na włosy. Od razu mówię, że ostatnia metoda to dramat! Włosów nie można dokładnie umyć a o rozczesaniu nie ma mowy. Do tego pod wpływem gorąca, klej robi się lepki i rozprowadza się po całej głowie . Usunięcie takich kosmyków, wiąże się z nie lada wyzwaniem.
Kosmyki na kółeczkach, podobno nie niszczą włosów, lecz niestety mocno przypięte przy skórze głowy, bardzo bolą i są widoczne; czuć je też pod palcami i niestety spadają.
Najlepsze rozwiązanie, to kosmyki na keratynie. Są prawie nie widoczne i szybkie do usunięcia (istnieje specjalny płyn który rozpuszcza keratynę, wystarczy polać nim miejsce połączenia z włosami i po krótkiej chwili, kosmyk sam odchodzi).
Do tego, nie dajcie się oszukiwać nie doświadczonym fryzjerom. Przyczepienie extension, nie jest wcale tak długim zabiegiem, jak próbują wam wmówić! Gdy w grę wchodzą pieniądze, wszystko zawsze staje się trudniejsze i o wiele bardziej skomplikowane! Grunt, by klient jak najwięcej zapłacił! 🙂
Za błędy przepraszam. Staram się jak mogę 😊. Wyjechałam, gdy byłam “mała” i od 25 nie używam języka polskiego ale pozostał we mnie wielki sentyment do kraju ….. Serdecznie pozdrawiam!
(UWAGA: Wszystkie artykuły, zamieszczone na blogu mają charakter zwykłych definicji i oparte są na ogólnodostępnych wiadomościach zawartych w encyklopediach i materiałach naukowych. Wszystkie opisane informacje, nie stanowią porady medycznej i mogą być niedokładne . Treści, przedstawione są wyłącznie w celach ilustracyjnych i nie zastępują w żaden sposób porady lekarskiej).
Me: https://www.instagram.com/anita.j.valerio/
(*immagine utilizzata proviene da Pixabay)